niedziela, 7 stycznia 2018

Mistyka, Eckhart i żeberka

Cywilizacja europejska wtargnęła do Wilkowyj! Ściślej jej (tzn. cywilizacji) filozoficzno-teologiczny dorobek umysłowy. Wraz z chrześcijańskimi korzeniami, rzecz jasna.

Jaskółką, która wniosła ten ożywczy powiew w spragmatyzowaną, powszedniość wilkowyjską jest nowy wikary "dostarczony" na nauki do proboszcza przez samego biskupa. Młody kleryk zafascynowany osiągnięciami chrześcijańskiej teo-filozofii, zabrał się za pracę doktorską w temacie gnoza i neoplatonizm u mistyków nadreńskich.

Po co wyciągać z mroków średniowiecza zakurzone pomysły na wieczne życie? Ta sprawa musiała wzbudzić ciekawość w księżej gospodyni - Michałowej. Ciekawość, ale i czujność zarazem. "A ten Eckhart to kto? Aha, czyli Niemiec, a katolik chociaż?".

Nie ukrywajmy: obawy Michałowej są jak najbardziej uzasadnione. Bo co takiego mistycy nadreńscy proponowali bliźnim swym? Każdy człowiek ma w sobie "iskrę bożą" - twierdzi mistrz Eckhart - iskrę będącą podstawą ludzkiej duszy. A dusza jest tym miejscem w człowieku, w którym Bóg siedzi i pracuje nieustannie. To założenie hierarchia rzymska oraz każdy katolik uzna pewnie za słuszne i zbawienne.

Ale, niestety, mistrz idzie dalej. Ten człowiek z boskim pierwiastkiem powinien dążyć z całych sił do pełnej łączności z Boskim Absolutem, którego jest przecież częścią. Ma osiągnąć w ten sposób szczęście i prawdziwą wolność. I tu zaczyna się problem. Bo, żeby dokonać mistycznego zjednoczenia potrzebuje boski twór-człowiek tylko dobrych chęci, odrzucenia zależności od świata materii, no i niezłomnej wiary. Żadnych pasterzy-pośredników, świątyń, ambon i sakramentów. Nie jest mu potrzebny wilkowyjski kościółek, ksiądz proboszcz, udział w niedzielnej mszy, spowiedź, ani komunia święta. A wyśmienite żeberka w miodzie - specjał kuchni Michałowej, nie wspominając już o winie "Mamrot", wręcz odciągają jego duszę od doskonałego Boskiego Porządku.

Bóg-Absolut wg Eckharta jest wymagający, nie daje się nabrać na bylejakie deklaracje poprawy, nic nie znaczące dobre uczynki, kpi sobie z nieszczerych, powierzchownych modlitw. Nic dziwnego, że propagując taką drogę do zbawienia mistyk nadreński naraził się służbom papieskim. Śmierci na stosie udało mu się uniknąć chyba tylko dlatego, że rzymsko-awiniońskie władze za późno wydały werdykt, dopiero po śmierci mistrza (1328 r.). A przecież kilka lat wcześniej w Prowansji papieska inkwizycja nie wahała się spalić czterech franciszkanów-mistyków, zbytnio obnoszących się ze swoim ascetyzmem.
Pozostawmy więc idee mistrza Eckharta w spokoju, tam gdzie są - w starych, zakurzonych księgach, rzadko zdejmowanych w półek bibliotecznych. Tak będzie lepiej i dla nas (lubimy żeberka Michałowej!) i dla niego. Bo chyba nie chciałby jednak zostać wyklętym heretykiem. Teraz, prawie 700 lat, po śmierci.

Ranczo, odc. 66 Szlifierze diamentów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz